Wywiad z Czesławem Marchajem
Postanowiliśmy udostępnić Czytelnikom wywiad z p. Marchajem, planowany jest też jego druk na łamach „Trygława”. Jednak to ostatnie może nastąpić dopiero z kilka miesięcy (nr 15 ukazał się niedawno) a wartość historyczna wywiadu jest widoczna dla środowiska zainteresowanego dziejami Zadrugi. Mamy do czynienia prawdopodobnie z ostatnim świadkiem działania tej grupy w okresie II wojny światowej. Dodatkowo niebawem ukaże się wywiad rzeka z C. Marchajem, co może zachęcić niektórych Czytelników do poznania szczegółów ujętych w tym wywiadzie.
T. S.
Rozmowa z Czesławem Marchajem (ur. 9 VII 1918 w Słomnikach) b. członkiem Stronnictwa Zrywu Narodowego, żołnierzem (kpr. pchor.) AK, zadrużaninem („Władybor”). Autor znanego podręcznika "Teoria żeglowania". Członek brytyjskiego Królewskiego Stowarzyszenia Architektów Okrętowych.
T.S. Proszę opowiedzieć o swojej działalności w Stronnictwie Zrywu Narodowego?
C.M. Znałem dobrze Widy – Wirskiego, ja mieszkałem kilka miesięcy razem ze Stachniukiem na ul. Dąbrowieckiej 14. Tam mieszkała grupa członków Zadrugi, Tam obok mieszkał Ludwik Gościński b. franciszkanin. Bardzo się przyjaźniłem z nim. Stasio Grzanka, który umierał na gruźlicę, byłem świadkiem jego śmierci. Ja mieszkałem wtedy obok Grzanki. Jego interesowały zagadnienia przejścia świadomości, tego momentu krytycznego. I mówi Czesław, żebyś zapamiętał, co do ciebie będę mówił. Niestety ten moment przejściowy był podobny do tego momentu, jaki ja przeżywałem, kiedy miałem operację na nerki i potem raka. Ten moment jest nieuchwytny. Ma pan pełną świadomość i w pewnym momencie znika. Rzeczywistość się ulatnia i jest Pan w nicości.
Był Sulikowski, adwokat, dr Damazy Tilgner. To było po wrześniu 1939. Ja się spotkałem ze Stachniukiem po raz pierwszy w 1940r. Tak się złożyły losy, że zamieszkałem razem, do pewnego stopnia finansowałem Zadrugę.
T. S. A z czego Pan się utrzymywał?
C.M. W rozmaity sposób, ale ostatni czas to była rektyfikacja spirytusu. Rektyfikowaliśmy tzw. bimber, ten taki ohydny śmierdzący bimber z Damazym Tilgnerem. Tilgner był specjalistą żywnościowym. I produkowaliśmy czysty spirytus, wyższej jakości nawet jak monopolowy, co doprowadziło mnie później do aresztowania przez Kripo. Ale może ja zbyt chaotycznie…
T.S. Czy był Pan członkiem Stronnictwa Zrywu Narodowego?
C. M. Tak. Zryw był bardzo bliski Zadrugi. Widy-Wirski był naszym najczęstszym gościem. Felczaka mniej znałem, ale Widy-Wirskiego bardzo dobrze znałem i jego żonę Tamarę. Byliśmy w stosunkach przyjacielskich.
T.S. Czy Pan był także w Kadrze Polski Niepodległej czy po prostu w AK?
C.M. Byłem w ZWZ, skończyłem tajną podchorążówkę AK ze stopniem kpr. pchor. Miałem przydział do wywiadu. I przez długi czas okupacji, do momentu mojego aresztowania na Pawiaku zajmowałem się wywiadem. Nic specjalnego żmudna robota – zbieranie informacji na temat np. rozlokowania jednostek wojskowych na lotnisku na Grochowie. Tam było dużo artylerii. No taka codzienna robota. Analizowanie działalności ludzi związanych z Niemcami na Saskiej Kępie i Grochowie.
T.S. Folksdojczy Pan też obserwował?
C.M. Oczywiście, tak. Współpracowałem w tym względzie blisko z Bronkiem Pietrzakiem, on obserwował Grochów, a ja Saską Kępę, mieliśmy granicę styku na tym lotnisku na Grochowie. Bronek tragicznie zginął, bo brał udział w odbijaniu więźniów z Pawiaka. Kiedy zostałem aresztowany na Wiśle…
T. S. Czytałem o tym w artykule o Panu – zatrzymali Pana niemieccy koloniści we wsi Zawady[1].
C. M. Ostrzelali mnie w nocy. ..Odnośnie „Zrywu” – rozdzielaliśmy m.in. te pisma „Zryw” i „Kadrę”. Był taki moment, kiedy wracając z miasta, z Warszawy na Kępę widzę chłopaczków małych krzyczą „Zryw”, „Zryw” i je rozdają ludziom. Okazuje się znaleźli paczkę, którą trzymaliśmy na Dąbrowieckiej przy wejściu, przy schodach. W takiej dziurze mało dostępnej, a te chłopaczki to wyłapali. Trochę się baliśmy wtedy, ale nic się nie stało.
Jak poznałem Jana Stachniuka? Dokładnie nie pamiętam, jakiś mój przyjaciel, chyba Józio Gałązka, mieszkał na Saskiej Kępie, na Paryskiej. On powiedział wiesz, co Czesław spotkałem taką ciekawą grupę na Dąbrowieckiej i poszliśmy. Mnie interesowały zagadnienia filozoficzne. W czasie okupacji uczęszczałem na tajne wykłady UW Wydział Filozoficzny a potem socjologię.
T.S. Czy podzielał Pan jego przekonania filozoficzne i społeczne?
C. M. W dużym stopniu tak. Jakkolwiek akcent na ekonomię mnie nieco…No wiedziałem, że życie społeczeństwa to nie tylko zagadnienia ekonomiczne. To, co Pan widzi teraz, to są zagadnienia natury moralnej, „nie samym chlebem człowiek żyje”. Miałem zastrzeżenia i pod wpływem literatury greckiej i Stachniuk mnie zachęcił żebym pisał z punktu widzenia Zadrugi. Byłem jej członkiem mój pseudonim był „Władybor”. Więc miałem zastrzeżenia, że zbyt jednostronny akcent był na ekonomię. Wiem, że to jest niezmiernie ważna dziedzina, bo ostatecznie decyduje o możliwościach rozwoju społeczeństwa. Dyskutowaliśmy na ten temat. Stachniuk mnie zachęcał bardzo żebym pracował nad zagadnieniem znalezienia jakiegoś kompromisu między tym, co odziedziczyliśmy po krajach antyku… Taka Grecja gdzie kompromis jakiś między ekonomią a zagadnieniami sensu życia „jak żyć”, znakomicie został uchwycony. Zagadnienia natury etycznej, częstośmy rozmawiali na ten temat.
T.S. Jakie były Pana losy po 1945? U Wacyka jest, że Panowie razem ze Stachniukiem prowadzili sklep warzywny w Sopocie.
C. M. Nic takiego. Wyjechałem na pewien czas do Sopotu. I tam - ponieważ byłem zainteresowany żeglarstwem - wyremontowaliśmy jacht po admirale niemieckim z kolegą moim Sieradzkim i pływaliśmy po morzu. Z nami pływał m.in. dr Tilgner. I w czasie mojego pobytu w Sopocie spotkałem na molo Widy-Wirskiego. Widy mnie się pyta „czy wiesz, że ja jestem wiceministrem żeglugi? I chciałbym się jakoś dać poznać na Wybrzeżu. Czy mógłbyś jakoś tu mnie wprowadzić?”. Ja mówię mamy tu w niedzielę regaty, to zapraszam Cię i po regatach w klubie będziesz mógł przedstawić się, wyrazić poglądy. I rzeczywiście w niedzielę przyjechał 2-ma samochodami, w jednym Widy-Wirski w drugim minister zdrowia Jerzy Sztachelski. Zaprosiłem ich na jacht, na pokład weszło też dwóch z obstawy, wyszliśmy w morze, Sztachelski był żeglarzem, trzymał się dość dobrze. Ale w południe jak zaczęło dmuchać fale się pojawiły Widy zaczął wymiotować za burtę. Wróciliśmy do Yacht Clubu, Widy-Wirski wygłosił przemówienie, mieliśmy spotkanie życzliwe z członkami Yacht Club Polska, pożegnaliśmy się i pojechał.
W międzyczasie jestem aresztowany pod zarzutem próby ucieczki. Wstępne śledztwo prowadzone w Gdańsku, po czym w nocy mnie zabierają w kajdankach wiozą do Warszawy, na Aleje Szucha do MBP na dół cela nr 4. Czterech więźniów na pryczach odpoczywa. Otwierają się drzwi i wśród więźniów poznaję jednego – Stachniuk. Udajemy, że się nie znamy, bo często byli kapusie w celach. Po zapoznaniu się z resztą już utrzymywaliśmy kontakt.. I dowiaduję się, że Stachniuk jest aresztowany pod zarzutem inspirowania Gomułki i członków rządu m.in. Wirskiego w celu przeprowadzenia kontrrewolucji prawicowej. Stachniuk się dziwi, w jakim charakterze ja tu jestem. Ja nie wiem, jeszcze śledztwa nie ma żadnego. Z rozmowy z takim Żydem – nie wiem czy Pan ogląd mój wywiad z Grzegorzem Braunem…
T. S. Czytałem artykuł, w którym opowiadał Pan o Wahlu.
C.M. Wahl tak. Siedziałem potem z Kostkiem-Biernackim. On tam zapytany o Berezę powiedział, że w porównaniu z Mokotowem Bereza to był hotel. I ten Wahl się pyta, za co ja siedzę. Ja mówię, że aresztowali mnie za ucieczkę. On na to „tu za ucieczkę tu się nie siedzi. Za ucieczkę będzie tam Pan siedział gdzie Pana złapali. Tu się siedzi za gardłowe sprawy. Zaraz się Pan dowie, za co Pan siedzi.”
I rzeczywiście. W międzyczasie ze Stachniukiem rozmawiamy. On jest oskarżany przez zadrużanina - Józef Kowalczyk ps. „Sławbor”, pracował w cenzurze warszawskiej. Sławbor wystąpił jako koronny świadek oskarżenia. Kawał drania, przyjaźniłem się z nim. Stachniuk go ratował, kiedy chorował na gruźlicę, finansowaliśmy tego „Sławbora”, siedział w Zakopanem długi czas. Jakim sposobem człowiek może dojść do takiego stanu by znając się tak blisko zostać głównym świadkiem oskarżenia? Stachniuk był załamany. Wiedział, że sprawa jest poważna i za to grozi kara śmierci. Opowiedział mi mniej więcej treść oskarżenia. No i w pewnym momencie wzywają mnie na górę na śledztwo no i ogólna rozmowa. Czym się interesowałem, dużo wiedzieli. Czy znam Stachniuka? Znam. Widy-Wirskiego znacie? Znam. Sztachelskiego znacie? Znam. Takie ogólne – jak oceniam filozofię Marksa… I w czasie tej takiej wstępnej rozmowy otwierają się drzwi i wchodzi do pokoju taki dość wysoki jegomość i zwraca się do mnie „Marchaj. Wy nie jesteście głupi człowiek. Znaleźliście się w ciemnym lesie, ale my wam podamy zielone światło. Jak będziecie podążać za zielonym światłem, to wam włos z głowy nie spadnie”. I wyszedł. I dalej – podpisałem protokół, nic ważnego, tylko takie znajomości. Zeszedłem na dół opowiadam Stachniukowi. A Wahl – jak on wyglądał ten, co był? Opisałem. „Pan wie, kto to był? To był sam Różański. A jak Różański się interesuje Pańską sprawą to, to jest gardłowa sprawa, zaraz się Pan dowie o tym”. Minęło kilka dni, znowu wzywają mnie na śledztwo. Opowiedzcie nam o Stachniuku, co się z nim dzieje. Ja mówię – wiem, że siedzi. „A skąd wiecie, że siedzi?” Bo siedzę z nim w tej samej celi. „Kurwa mać!” Walnął w stół, zawezwał strażnika, odprowadzić na dół. Wybrali mnie z celi z samarą, do celi nr 12. W międzyczasie dowiedziałem się, że Aron Wahl, stary zniedołężniały człowiek, wyszedł na wolność. Był ucieszony, nawet zostawił nam kawałek sera edamskiego. Wprowadzają mnie do celi nr 12. To jest taka cholerna cela pod schodami. Ciasno i bardzo gorąca. Otwierają się drzwi i pierwsza osoba, jaką widzę to jest Aron Wahl. Nie mogłem złapać tchu. „Panie Czesławie niech Pan się rozbiera.” On jest w gatkach tylko, wszyscy więźniowie w gatkach. „Powietrze to ja Panu pokaże jak się tutaj oddycha. Trzeba się położyć tam szpara między drzwiami a podłogą, tam płynie świeże powietrze”.
Dowiaduję się, kto siedzi - Kamiński z Batalionów Chłopskich. Wahl, Świadek Jehowy w ciężkim bardzo stanie, bo go podwieszali z tyłu w kajdankach – oskarżony o szpiegostwo na rzecz USA. I siedzi emigrant francuski Prus się nazywał, (chyba Stanisław). Dowiaduje się w międzyczasie od tego Prusa, że zna mojego wuja, który pracował w ambasadzie w Paryżu. Żebym się broń Boże nie przyznał, że mam związki z Mrożkiewiczem Stefanem w Paryżu, No i siedzimy. Wzywają mnie na śledztwo i pytają „Pływaliście na jachcie z Widy-Wirskim i Sztachelskim?” Ja mówię – tak. „W jakim celu pływaliście?” Mówię „Widy-Wirski jako minister żeglugi poprosił mnie żeby się zapoznać ze środowiskiem”. A jaki był prawdziwy cel? Mówię – nie było żadnego celu. To my wam powiemy, jaki był cel – przygotowaliście drogi ucieczki dla grupy ministrów Gomułki, gdyby się przewrót prawicowy nie udał. A inspirował to Stachniuk. Ja mówię – bzdury. Nie było żadnego celu. Wiem, że Stachniuk znał bardzo dobrze Widy-Wirskiego, bo on bywał na Dąbrowieckiej bardzo często. Ale żadnych zadań politycznych na przyszłość ja nie znam. O ile znam Stachniuka to takie rozmowy prowadzone nie były. Wiem, że Widy-Wirski interesował się pisarstwem Stachniuka. Nawiasem mówiąc – prawie wszystkie książki Stachniuka ocalały i mam je tutaj. No i wracam na dół. A Wahl się pyta – „już teraz Pan wie? A Pan wie, co za to grozi? Czapa”. Jeszcze mnie nie zmuszali do podpisania tylko rozmowy. Minął tydzień czasu, wzywają mnie i jest gotowy protokół napisany, że pływałem specjalnie na „Przygodzie” z Widy – Wirskim w celu zabezpieczenia ucieczki do Szwecji, w razie gdyby się przewrót nie udał. Nie podpisałem, bzdury. Nie bito mnie był tylko terror w znaczeniu – mamy dużo czasu i konwejer stosowali. (Ja byłem 6 razy aresztowany w Polsce). W pewnym momencie cisza. Już mnie nie wzywają, coś się stało w międzyczasie. Ale coś wyczuwamy, w więzieniu się wyrabia taki zmysł, że się czuje jak sprawy stoją. W pewnym momencie w nocy przyjeżdża z KBW żołnierz, kajdanki z tyłu, wiozą mnie na Mokotów. W międzyczasie z celi nr 12 wyprowadzają Wahla na wolność. Przyjmuje mnie na Mokotowie naczelnik Alojzy Grabicki, kawał sukinsyna. Lubił szczególnie obserwować wyroki śmierci. Prowadzą mnie do celi chyba 22. Otwierają się drzwi i jednym z pierwszych, jakich widzę jest Aron Wahl. Pytam:„co z Panem” „Widzi Pan te skurwysyny oni mnie tak chcą złamać.” No i zaczyna się życie w tej celi. Zna Pan pewnie, kto siedział w celi 22. Większość ludzi po wyrokach śmierci, tzw. KS-ach. Niektórzy mieli po kilka. Cela jest przepełniona. Śpi się na podłodze na takich siennikach z sieczki. Jak się je rozkłada to jest masa pyłu, ludzie z astmą strasznie kaszlą. Śpi się jak śledzie jeden obok drugiego. Taka technika załamania człowieka. Pamiętam specjalnie cierpiał profesor Walicki z UW, on miał coś tam z nogą nie mógł chodzić. Ponieważ nie mógł się przedzierać do kibla między tymi ciałami to leżał koło tego ustępu, w tym smrodzie okropnym.
No i siedzę w tej celi, poznaję rozmaitych ludzi. Zaprzyjaźniam się m. in. z Kostkiem Biernackim.
T. S. Widziałem film Kurkiewicza o Kostku. Stąd znam tą wypowiedź Wahla, że Bereza to był pensjonat.
C.M. Przyjaźnię się z Kostkiem, bo on miał wykształcenie humanistyczne, wojewodą formalnie odpowiedzialnym za Berezę. I przyjaźniłem się z Wahlem – byłym więźniem Berezy. W pewnym momencie alarm na oddziale, więźniowie się muszą ustawić czwórkami, drzwi się otwierają wchodzi Grabicki w towarzystwie cywilów. I mówi Aron Wahl wystąp. Ten ledwo kuśtyka, wychodzi. Kostek Biernacki wystąp. Ten w podobnym wieku ledwie włócząc o lasce staje obok Wahla. Grabicki pyta: „Wahl powiedzcie obywatelom prokuratorom – wskazuje na grupę tych pętaków, którzy z nim przyszli – opowiedzcie jak was Kostek Biernacki gnoił w Berezie Kartuskiej. A on milczy. Wściekły Grabicki krzyczy„Aron słyszycie, co do was mówię. Opowiedzcie obywatelom prokuratorom …”Wiem, o co chodzi. Grabicki podaje na talerzu wolność. A ten milczy. Wściekły zatrzaskuje drzwi, wychodzą. Ja pytam Panie Aronie, dlaczego Pan nic nie mówił? „Panie Czesławie – w porównaniu z tym katakumbami gdzie nas trzymają to Bereza Kartuska to był pensjonat. Jak ja mógłbym cokolwiek powiedzieć”. W mojej pamięci to jest bohater.
T. S. Kiedy Pana wypuścili?
C. M. A to nie taka prosta sprawa. W międzyczasie zapoznaję się z wieloma ludźmi. Siedzą piloci z Anglii, którzy wrócili. M.in. Siwiński, Skalski, dużo ciekawych ludzi. W pewien sposób jestem zobowiązany władzom bezpieczeństwa, że mnie wsadzili do więzienia. Bo nigdy w życiu takiej ilości ciekawych osobowości bym nie spotkał. Tam siedziała elita umysłowa Polski. Z rozmów, jakie przeprowadziłem z tymi KS-ami wnioskuję, że nie ma odporności dostatecznej człowiek, żeby przy długotrwałym śledztwie i torturach nie przyznał się do dowolnej zbrodni. Nawet dochodziło do tego, że więźniowie prosili śledczych żeby powiedzieli im, do czego się mają przyznać, to się przyznają.
Trzymani byli jako potencjalni świadkowie w następnych procesach. Jak już odpadał jako ten świadek to wykonywali wyrok śmierci.
Siedzę na tym Mokotowie przez kilka miesięcy, w pewnym momencie w nocy przyjeżdża KBW w kajdanki do tyłu ręce, do pociągu i wiozą mnie do Gdańska. No i tam śledztwo od nowa tzw. konwejer. Ja jestem twardy dość, pływałem dużo po świecie na jachcie, mogłem był uciec gdybym chciał – pływałem z żoną. Nie ma znaczenia, muszą śledztwo skończyć. Ja się nie przyznaję, ale inni świadkowie się przyznają, dochodzi do procesu dostaję 1,5 roku za ucieczkę. Siedzę w więzieniu, był tam oddziałowy Wrona, z którym się zaprzyjaźniłem. Ja go przygotowywałem do matury.
Czasem otrzymuje Pan pomoc od ludzi, od których się Pan tego nie spodziewa. Pływałem na jachcie z żoną i Tilgnerem do Szwecji i Finlandii. Na jacht wstawiali nam rozmaitych gości. Jak się miało prywatny jacht to musiał człowiek kontrybować społecznie. Albo musiał Pan szkolić młodzież, albo zabierać pewnych ludzi. I jednym z takich ludzi, z którym się zaprzyjaźniłem był Lucjan Uziembło. Przychodził do nas na obiady. A mnie z czasów okupacji został pistolet Vis. Trzymałem tego visa jako wspomnienie czasów, ale czułem, że to nie jest bezpieczne. Ja mówię panie Lucjanie ja mam tu visa w tym mieszkaniu, jestem troszkę zaniepokojony gdzie mam go schować. Czy Pan go znajdzie? Lucjan poszedł, popatrzył i bezbłędnie wskazał deskę na werandzie, mówi pod tą deską jest vis. Wyjąłem, a on mówi „Panie Czesławie, czy Pan wie, co za to grozi, kara śmierci. Natychmiast wsiadamy w mój samochód (miał mercedesa i sklep z częściami samochodowymi) z tym pistoletem i wyrzucamy”. Jadąc z Sopotu do Gdyni koło Orłowa droga się tak dzieli jest taki zagajnik pośrodku. Tam żeśmy się zatrzymali, Uziembło bierze pistolet, rozkłada wychodzi i wyrzuca w częściach w krzaki. To był rok 1948, kiedy już kończyło się pływanie i mogli pływać tylko partyjni.
A w czasie śledztwa mojego w Gdańsku otwierają się drzwi i w mundurze kapitana na salę wchodzi Uziembło. Uśmiecha się do mnie zamyka drzwi i wychodzi. Mógł mnie wskazać i powiedzieć, nie zrobił tego. A przecież przyjaciela swojego dr Imberego zdradza, że ma broń i został Imbery skazany na karę śmierci.
T. S. Interesuje mnie Pańska ocena Widego. Czy jego działalność po 1945 jest wg Pana przejawem pozytywistycznego realizmu, czy zwykłego karierowiczostwa?
C.M. Jakeśmy siedzieli ze Stachniukiem to zastanawialiśmy się czy Widy siedzi czy nie. Jak wyszedłem z więzienia w Gdańsku w 1953r. zadzwoniłem do Widy-Wirskiego. Na spotkanie idę mieszkał w takim bloku rządowym w alei Szucha, nad nim mieszkał Gomułka. Otwiera drzwi i daje mi znak, że mieszkanie na podsłuchu, musimy rozmawiać o duperelach. Nie mogłem nic na temat porozmawiać. Po tym widzeniu z Widy-Wirskim spotykam się z Tilgnerem, zastanawiamy się jak jest. Tilgner uważał, że Widy jako utajony komunista wykonywał zadanie infiltracji innych środowisk.
T. S. Widy w śledztwie dorabiał sobie komunistyczne koneksje, co niekoniecznie było prawdą. Kiedy siedział był to element jego linii obrony. Ciekawiłaby mnie Pana ocena jego działalności po 1945r. Czy był to raczej karierowicz czy raczej pozytywista?
C. M. Ja się z nim jeszcze spotkałem przed jego wyjazdem do Paryża. Powiedział mi – Czesław mnie partii komunistycznej wystarczy do końca życia. On był typem karierowicza.
Ze Stachniukiem się spotkałem jak wyszedł z więzienia, była ruina człowieka. Znowu wróciłem z Wybrzeża na Saską Kępę, bo mi nie wolno było mieszkać na Wybrzeżu i Janina Kłopocka przyprowadziła go do mnie ja próbowałem z nim rozmawiać. Niestety miał przebłyski tylko. Często powtarzał „klucze” – bili go kluczami. Albo z tego albo to zostało z czego innego - jak więźnia prowadzono na śledztwo z cel to bili kluczami po metalowych częściach klatki schodowej, żeby był hałas i więźniowie się nie spotkali. Stachniuk jak żeśmy w umywalni czasami myli i kible wylewali były tam haki – pokazywał te haki - tu nas powieszą. Przeczucie miał, że nie wyżyje.
Miałem potworne wrażenie kompletnej ruiny człowieka. Pan sobie nie wyobraża – z jednej strony Pan zna niesłychanie inteligentnego człowieka, wrażliwego, otwartego umysłowo, przyjacielskiego i nagle widzi Pan ruinę, kompletną ruinę. Potworne wrażenie miałem, że można zniszczyć tak życie człowieka.
T.S. Czy zetknął się Pan ze środowiskiem zadrużnym po 1956 w kraju lub w Wlk. Brytanii?
C. M. W Wlk. Brytanii nie. Ostatni raz się widziałem ze Stachniukiem i Kłopocką.
T. S. Wspominał Pan, że znał Teodora Jakubowskiego?
C.M. Ponieważ mówił Pan że Jakubowski zginął to Panu opowiem. Wokół Zadrugi gromadzili się młodzi ludzie, głównie rozczytywali się we Fryderyku Nietzschem. Jeden z nich to Jakubowski. Trenował mięśnie. I przyjaźnił się z Henrykiem Rybką.
T. S. Który obiecał za nagrodę od bliżej nie znanej organizacji katolickiej zabić czołowych zadrużan i po wykryciu tego sam został zabity przez Jakubowskiego. Sprawa jest opisana w zeznaniach Jakubowskiego dostępnych w IPN[2].
C. M. Otóż ja byłem świadkiem. Ja tego dotychczas nikomu nie powiedziałem. Byłem chory i przychodzi do mnie Remiszewski Ryszard świadek tego i mówi Czesław, wydarzyła się straszna historia. Rybka był poetą pisał poezje filogenetyczne. To denerwowało strasznie Jakubowskiego, on był na siłę nastawiony a Rybka był chudym astenikiem. Rybka przygotował cukierki z trucizną …
Remiszewski, który mi to powiedział mi to powiedział miał zapakowaną łopatę już i potem z Jakubowskim zakopali Rybkę w lesie.
T.S. Pamięta Pan pseudonim Remiszewskiego – „Jarobój”?
C.M. Niestety nie pamiętam. Ale wie Pan ta młodzież to nie była tak bliska Zadrugi jak my starzy. To była młodzież, która się tak plątała. Ja powiedziałem to Stachniukowi – mówię słuchaj Jan - żeśmy rozmaicie mówili albo Jan albo „Stoigniew” – ja mu to powiedziałem. Był wstrząśnięty. Trzymałem to dotychczas w tajemnicy.
T. S. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Szczepański. Warszawa lipiec 2013
Wywiad autoryzowany w sierpniu 2013.
[2] Pismo procesowe Teodora Jakubowskiego („Todek”, „Wodzibor”) zob. także : „Trygław” nr 5, wiosna 2001. Zob. też: http://www.niklot.org.pl/slownik-biograficzny/26-j/75-jakubowski-teodor-wodzibor.html
Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024 - Stowarzyszenie Na rzecz Tradycji i Kultury NIKLOT
Kontakt
Stowarzyszenie na rzecz Tradycji i Kultury "Niklot"
skr. poczt. 11
03-200 Warszawa 38
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Oddział szczeciński
skr.poczt. 979
70-952 Szczecin
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.niklot.szczecin.pl
Oddział szkocki
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.szkocja.niklot.org.pl